Translate

piątek, 19 września 2014

Opowiadanie: Nixie


Las tętni życiem. Pełno w nim zwierzyny, dla której każdy dzień to walka o pożywienie i przetrwanie. Korony drzew wznoszą się wysoko ponad ziemią, chwytając życiodajne promienie słońca, a leśne runo roi się od jego małych, pracowitych mieszkańców. Każdy zakamarek leśnej gęstwiny wypełnia zapach żywicy. Mijając kolejne pnie drzew wiesz, czego się spodziewać. Myśliwy szuka tropu zwierzęcia, zbieracze rozglądają się za ziołami, owocami i grzybami.
Nikt nie spodziewa się trafić na coś niezwykłego. 
Nikt nie wierzy w baśnie, bajki i legendy o przedziwnych istotach zamieszkujących las. 
Nikt też nie dopuszcza do siebie plotek o leśnej demonicy zwanej Nixie. Co prawda, babka coś kiedyś gadała... Ale kto by babki słuchał... Że niby jakaś goła elfka siedzi w lesie i dzieci porywa? Zbłąkanym krzywdę czyni? Elfowie nie tacy, owszem, naród przyrodę lubiący, ale cywilizowany, na poziomie. Nie, babka bzdury gadała...

Mściwój był najmłodszym, a zarazem najmizerniejszym synem w rodzinie. Pewnie dlatego powierzono mu przykre zadanie zbioru jagód w pobliskim lesie. Mściwój nie był z tego zadowolony. Gdyby wysłano go na łowy... Łowy to co innego, to fach prawdziwego mężczyzny, można zaimponować sąsiadom, jaką to sztukę się upolowało, a i niejedna panna życzliwym okiem spojrzy. Ale zbieractwo? Phi, dobre dla bab!
Rad - nie rad, chłopak ruszył w drogę. 
Zajęty niewesołymi myślami i poszukiwaniem jagodowych krzaczków, Mściwój szedł przed siebie nie bacząc na drogę. Po kilku godzinach zbierania jagód zorientował się, że nie wie gdzie się znajduje. W panice chłopak zaczął szukać ścieżki, jednak w pobliżu nie znajdował się ani jeden ludzki czy zwierzęcy szlak. Zrezygnowany i przerażony Mściwój szedł przed siebie. Mrok powoli zstępował na las i otulał drzewa aurą tajemniczości. Z ciemnej gęstwiny błyskały ślepia wpatrzone w zbłąkanego wędrowca. Mściwój, pomimo głodu i zmęczenia zaczął biec, potykając się o korzenie drzew.
Nagle wpadł na małą polankę. W oddali (a może wcale nie tak daleko, jak mogłoby się wydawać) zawył wilk.
- Jestem zgubiony! - zakrzyknął Mściwój. Odpowiedziała mu głucha cisza. Po kilku chwilach zrobiło się zupełnie ciemno i chłopak nie był w stanie zrobić ani kroku. Zdawało mu się, że patrzą na niego błyszczące oczy potworów. A może tak było naprawdę? Zganił siebie w myślach, przecież w tym lesie nie ma potworów.
- Człowieku - usłyszał nad swoją głową. Z przerażenia zachwiał się i upadł na ziemię. W koronie drzew coś się poruszyło. Pojawiła się mała iskierka, która powoli się powiększała, dając coraz więcej światła. Jego oczom ukazała się niewiasta - najpiękniejsza niewiasta, jaką kiedykolwiek widział. W dodatku zupełnie naga. Stała na konarze drzewa, a w dłoni trzymała świetlistą kulę. Nie wiedział, czy patrzeć na kobietę, czy może lepiej odwrócić wzrok.
- Człowieku - powtórzyła, po czym zeskoczyła z drzewa i stanęła tuż obok Mściwoja. Chłopak przeląkł się jeszcze bardziej. To nie była ludzka kobieta. Miała szpiczaste, elfie uszy, ogromne źrenice i słabo widoczne, jasnoturkusowe tęczówki. Jej złote włosy były zaplecione w niechlujny warkocz poprzetykany listowiem, trawami i kwiatami.
- Pp... Pani...  - wyjąkał Mściwój, po czym padł na kolana - Pani, nie rób kkrzywdy...
Rozległ się perlisty śmiech.
- Zbłądziłeś, tak? Tak, chłopczyku? - rzekła ubawiona elfka. Chwyciła go za ręce i podciągnęła do góry.
- Tak... Czy... Wie pani może, kędy do domu droga? To znaczy... - zakłopotał się, ponieważ elfka nie mogła wiedzieć, z której wsi pochodzi Mściwój. I tak nie liczył na odpowiedź, prędzej spodziewał się rychłej śmierci.
- Do domu. Do domu młodzian chce. - chichotała elfka - Młodzianowi tańczyć trzeba, a nie do domu iść! - krzyknęła, po czym ciągnąc za sobą Mściwoja zaczęła się razem z nim obracać.
- Ale... - wydukał Mściwój, lecz zagłuszył go wysoki śmiech.
Elfka i Mściwój wirowali w uścisku. Nie słyszał muzyki, lecz czuł, jak gra ona w jego całym ciele. Poczuł, jak zalewa go fala gorąca i namiętności. Miał w ramionach roześmianą, piękną elfkę. Nie wiedział, ile godzin tańczył, jednak nie czuł zmęczenia. Miał wrażenie, że cały świat tańczy razem z nimi. Głód i znużenie zniknęły pod naporem emocji. Chłopak nie chciał wracać do domu. Pragnął do końca swych dni tańczyć z tą leśną boginką.
W końcu Mściwój i elfka padli na leśne runo. Kobieta przybliżyła swoją twarz do twarzy młodzieńca. Ten spojrzał prosto w jej dzikie oczy i poczuł, jak jego już i tak szybkie bicie serca, przyspiesza.
- Teraz będziesz spał, kochany... Będziesz spał... - rzekła, po czym lekko musnęła ustami wargi Mściwoja. Fala euforii rozlała się po jego ciele. Poczuł, że go pochłania i niesie w czarną otchłań...

- O, patrzcie! Tam leży, niby pień zwalony!
Mściwój z jękiem uniósł głowę. Leżał na skraju lasu, wśród gęstej trawy.
- Ty nierobie! - krzyczała jedna z kobiet, które szły w kierunku chłopaka. - Kiej żeś był?! Czemuś na noc nie wrócił?! Gdzie jagody?!
- Matka... - stęknął Mściwój, próbując sobie przypomnieć, dlaczego znalazł się w takim miejscu - Ja... Nie pamiętam...
- Ach tak. - rzekła kobieta, wygrażając pięścią - Już ja wiem, co się stało. Bimber w lesie piłeś, a? Ty łachmyto! Już ja ci pokażę! - krzyczała, po czym złapała syna za koszulę i - ku uciesze gawiedzi - zaczęła ciągnąć go w stronę domu.

Nikt nie zauważył skrytej w koronie drzewa postaci.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz